W czasie II wojny światowej ziemia wołyńska stała się miejscem męczeństwa wielu chrześcijan. Obok kilkudziesięciu tysięcy wiernych z rąk nacjonalistów z OUN-UPA śmierć poniosło 19 rzymskokatolickich duchownych oraz sześciu unickich, w tym – trzy siostry zakonne. Większość z nich to osoby wyróżniające się w swych społecznościach lokalnych. Ich ofiara życia to dziś zaczyn dla odradzającego się kościoła w diecezji łuckiej.
Pierwszą taką ofiarą na Wołyniu był ks. Wacław Majewski.
Od maja 1939 roku był proboszczem parafii w Mielnicy. 18 marca 1943
roku wraz z kilkunastoma innymi osobami, w tym gospodynią, rodziną
miejscowego aptekarza i kierownikiem poczty został zastrzelony w lesie
przez policję ukraińską. Ofiary mordu pochowano na miejscu zbrodni we
wspólnej mogile.
Niecały miesiąc później (5 kwietnia) śmierć ponieśli dwaj duchowni – ks. Józef Szostak i brat Piotr Mojsijonek.
Ten pierwszy był administratorem parafii w Małych Hołobach, drugi –
zakonnikiem ze Zgromadzenia Pijarów w Lubieszowie. W 1943 roku proboszcz
tamtejszego klasztoru poprosił ks. Szostaka o pomoc w organizacji
rekolekcji i spowiedzi wielkanocnej. Po nich Piotr Mojsijonek miał
odwieźć kapłana do jego parafii. W lesie pomiędzy Pniewem a
Skomorochami obaj zostali zamordowani. Ich odnalezione ciała pochowano
we wspólnym grobie przy nieistniejącym już kościele w Małych Hołobach.
W tym samym miesiącu śmierć ponieśli jeszcze dwaj duchowni, proboszcze ks. Hieronim Szczerbiński z parafii Tesłuhów i ks. Jerzy Cimiński
z Łysina. Ks. Szczerbiński po ucieczce części wiernych z powodu ataków
UPA przeniósł się do wsi Wołkowyje w parafii Łysin. W maju 1943 roku
przybył do niego ks. Jerzy Cimiński. W obawie o swe życie zamierzali w
nocy opuścić wioskę. Zostali jednak pojmani i zamordowani przez
nacjonalistów ukraińskich na drodze pomiędzy Wołkowyjami a Demidówką.
Obu, być może jeszcze żywych, oprawcy wrzucili do studni.
Rok później do Wołkowyjów przybył wraz z parafianami ks. Stanisław
Mazak – proboszcz lwowskiej parafii Szczurowice. Znając tragiczną
historię obydwu duchownych, podjął próbę wydobycia ich ciał. Niestety,
studnia była głęboka (ok. 19 metrów), pełna gliny, toteż prace posuwały
się wolno. Względne bezpieczeństwo zapewniały stacjonujące w pobliżu
oddziały Armii Czerwonej. Gdy opuściły wioskę, a Ukraińcy zagrażali
okolicy, zaprzestano prób wydobycia szczątków.
W czerwcu lub lipcu 1943 roku nacjonaliści zabili również ks. Piotra Walczaka.
Ten emerytowany kapłan mieszkał w parafii Nieświcz. W obawie o życie
przebywał jednak częściej w Łucku. Został bestialsko zamordowany na
drodze pomiędzy Łuckiem a Ławrowem, w miejscowości Połonka.
W czasie krwawej niedzieli 11 lipca 1943 roku, kiedy UPA zaatakowała
prawie 100 polskich osad i miejscowości zginęło podczas sprawowania mszy
świętej dwóch kapłanów: ks. Józef Aleksandrowicz – proboszcz z Zabłotców i ks. Jan Kotwicki
– proboszcz z Chrynowa. Pierwszemu oprawcy skręcili kark i porzucili
ciało na stopniach ołtarza. Ksiądz Kotwicki został zabity podczas próby
ucieczki z kościoła. Jego ciało zostało przewiezione przez ocalałą z
masakry siostrę i dwie towarzyszące jej kobiety do Włodzimierza
Wołyńskiego i pochowane na miejscowym cmentarzu parafialnym.
Tego samego dnia w czasie ataków na kościoły ciężko raniono dwóch innych duchownych: w Porycku – ks. Bolesława Szawłowskiego, a w Kisielinie – ks. Witolda Kowalskiego.
Ten pierwszy po ostrzeżeniu od Ukraińca z sąsiedniej wsi Pawłówka, że o
11.00 nastąpi atak nacjonalistów, poinformował o tym wiernych za
pośrednictwem ministrantów. Ludzie przyjęli jednak wiadomość z
niedowierzaniem i zapełnili kościół. Gdy UPA otoczyła świątynię i
zaczęła strzelać, kapłan starał się uspokajać ludzi i modlił się za
nich. Udzielając im rozgrzeszenia, został dwukrotnie ranny, spadł z
ambony i udawał, że nie żyje. Wieczorem doczołgał się do domu
miejscowego popa, który zaopiekował się nim i przyniesionymi na jego
prośbę z kościoła paramentami liturgicznymi.
Nacjonaliści zorientowali się jednak, że kapłan przeżył i zamordowali
go po kilku dniach. Pop Szelest zdążył udzielić mu ostatniej posługi, a
potem pochował jego ciało w nieznanym do dziś miejscu. Ks. Kowalski,
raniony w kość policzkową, przeżył. Po wojnie pracował m.in. w
Lubartowie i Toruniu.
W tym samym miesiącu nacjonaliści w okrutny sposób zabili dwóch kolejnym duchownych – w Strężarzycach – ks. Karola Barana, a w Wyszogródku – ks. Konstantego Turzańskiego.
Ksiądz Baran, według niektórych relacji, został uprowadzony do lasu,
gdzie przerżnięto go piłą na pół. Ksiądz Turzański poniósł śmierć wraz z
wiernymi w podpalonym parafialnym kościele.
30 sierpnia 1943 roku podczas likwidacji przez Ukraińców polskich wsi Wola Ostrowiecka i Ostrówki poniósł śmierć proboszcz ks. Stanisław Dobrzański.
W czasie napadu ukrył się w stercie słomy, ale został odnaleziony, a
Ukraińcy prawdopodobnie obcięli mu głowę siekierą. Tego samego dnia w
Ostrówkach zginął pomagający mu w pracy duszpasterskiej zakonnik
Towarzystwa Chrystusowego br. Józef Harmata.
7 grudnia 1943 roku poniósł śmierć męczeńską oblat ks. Ludwik Wrodarczyk
– administrator parafii Okopy, duszpasterz i lekarz. Znając lecznicze
właściwości ziół, pomagał nie tylko parafianom, ale także Ukraińcom z
sąsiednich wsi. W czasie ataku niemieckiego objął kapłańską opieką
katolików mieszkających za dawną granicą ryską. Pomagał także Żydom, za
co pośmiertnie otrzymał tytuł „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata”.
Mimo zbliżającej się zimy w ostatnich miesiącach 1943 roku zagrożona
napadami ludność polska bezpieczniej czuła się w lesie niż w swych
domach. Dlatego ukraińska banda, która w nocy z 6 na 7 grudnia wtargnęła
do wsi, znalazła w niej jedynie proboszcza, który nie chciał opuścić
kościoła. Oprawcy uprowadzili go do ukraińskiej wsi Karpiówka, gdzie
poddali go torturom. Istnieją rozbieżne relacje, jak zginął ksiądz
Włodarczyk, wszystkie jednak budzą przerażenie. Według jednej, kapłana
przerżnięto do połowy piłą, a potem z konającego uczyniono żywą tarczę
dla dziewcząt uczących się strzelać. Według innej, zmaltretowanego i
obnażonego księdza rzucono na śnieg, wyrywając mu serce z rozrąbanej
piersi.
Natomiast większość męczenników unickich to osoby pochodzące z Lubieszowa. W czerwcu 1943 roku został tam zamordowany O. Kasjan Czechowicz.
Prawdopodobnie podjął się ewangelizowania pobratymców i udał się do
jednego z obozów UPA. Banderowcy zrzucili go z mostu nad Styrem do
rzeki. Miesiąc później został tam zamordowany kapucyn z miejscowej misji
bizantyjsko-słowiańskiej Sylwester Hładzio.
9 listopada 1943 roku śmierć poniosły w Lubieszowie dwie sercanki – siostra Andrzeja (Maria Ossakowska) i siostra Alojza (Jadwiga Gano).
Były zakonnicami obrządku wschodniego i pracowały w miejscowym
szpitalu. Banderowcy wraz z grupą stu kilkudziesięciu osób zapędzili je
do drewnianego budynku i zażądali wyrzeczenia się wiary katolickiej.
Większość odmówiła. Wśród nich były siostry. Gdy podpalono budynek,
starały się podtrzymać na duchu ginących ludzi.
Także w 1943 roku zginęli z rąk UPA uniccy duchowni – proboszcz parafii Żabcze ks. Serafin Jaroszewicz i kapłan z Kuńkowców Wielkich – ks. Józef Gaducewicz.
Pierwszy prawdopodobnie potępiał mordy na Polakach i odmówił przejścia
na prawosławie. Wraz z wiernymi został spalony żywcem w miejscowej
cerkwi. O tragicznej śmierci ks. Gaducewicza wiadomo niewiele.
16 stycznia 1944 roku w Porycku poniósł męczeńską śmierć ks. Stanisław Grzesiak.
W czasie wojny pełnił obowiązki proboszcza w Skurczach. Podczas
ewakuacji swych parafian do Włodzimierza Wołyńskiego znalazł się w
Porycku, gdzie postanowił pomodlić się za duszę zabitego pół roku
wcześniej ks. Bolesława Szawłowskiego. Wytropiony przez banderowców
został zastrzelony w miejscowym kościele.
Na Wołyniu zamordowano też karmelitów – Kamila Gleczmana – przełożonego klasztoru w Nowym Wiśniowcu i Cypriana Lasonia
– kucharza, ogrodnika i ekonoma. W 1943 roku, gdy nasilały się ataki
UPA, miejscowy dom zakonny stał się schronieniem dla parafian. Ojciec
Kamil dostał od prowincjała pozwolenie na opuszczenie klasztoru, ale
pozostał w nim dla dobra miejscowej ludności. Nie dołączył też do
ewakuujących się 7 lutego 1944 roku z miasteczka żołnierzy węgierskich,
choć miał taką możliwość. Obydwaj duchowni zginęli tego dnia podczas
ataku sił UPA na klasztor.
Duchownym, który stracił życie na Wołyniu w czasie eksterminacji
Polaków był też rzymskokatolicki proboszcz parafii w Poczajowie ks. Stanisław Fijałkowski.
W lipcu wraz ze swymi parafianami przeniósł się do dominikańskiego
klasztoru w Podkarmieniu. Zginął z rąk nacjonalistów 12 marca 1944 roku
wraz z kilkuset innymi osobami.
Nacjonaliści (policja ukraińska) przyczynili się też w 1943 roku do śmierci ks. Jana Budkiewicza
– duszpasterza z Mikuliczyna, który – aresztowany w Stanisławowie –
zmarł po czterech tygodniach w miejscowym więzieniu na tyfus.
Miejsce pochówku części wymienionych osób jest nieznane. W osobnych
grobach spoczywają jedynie: na cmentarzu w Podkamieniu – ks. Stanisław
Fijałkowski, a we Włodzimierzu Wołyńskim – ks. Jan Kotwicki. W bratniej
mogile w Małych Hołobach są pochowani ks. Józef Szostak i br. Piotr
Mojsijonek. W zbiorowych grobach na miejscowych cmentarzach pogrzebano: w
Ostrówkach – ks. Stanisława Dobrzańskiego i brata Józefa Harmatę, w
Lubieszowie – siostry Alojzę – Jadwigę Gano i Andrzeję – Marię
Ossakowską, a w Nowym Wiśniowcu – ojca Kamila Gleczmana i brata Cypriana
Lasonia.
Diecezja łucka nie
była jedynym miejscem cierpień, jakich doznali katolicy obu obrządków z
rąk banderowców. Zaciekle prześladowali oni duchowieństwo również na
terenie archidiecezji lwowskiej. Z ich rąk zginęło w czasie II wojny na
Kresach Południowo-Wschodnich aż 52 księży i zakonników.
dr Paweł Naleźniak