Rycerz co przyodziewa duszę w
pancerz wiary i ciało swoje okrywa zbroją musi już być nieustraszony i
całkowicie bezpieczny, bowiem pod swoją podwójną zbroją nie może bać się
ni człeka, ni diabła. Daleki od strachu przed śmiercią pożąda jej.
Istotnie, czegóż ma się obawiać żyjący lub martwy, skoro jedynie Jezus
Chrystus jest życiem i dla niego śmierć jest zwycięstwem.
– w ten podniosły
sposób wyrażał się św. Bernard z Clairveaux. Przez lata słowa te stały
się przykazaniem dla tysięcy wojowników podążających do Ziemi Świętej,
by walczyć za wiarę. Słowa swe kierował przede wszystkim do
templariuszy, którzy przez dziesięciolecia dawali liczne przykłady
poświęcenia – zdarzało się, że w jednej bitwie zginęła większość braci i
struktury trzeba było tworzyć od nowa. Pięciu wielkich mistrzów zginęło
w boju. Jednak po niemal stuleciu od pierwszej krucjaty nie wszyscy
byli wierni słowom opata z „Jasnej Doliny” i majestatyczny gmach
Królestwa Jerozolimskiego zaczął pękać. Znowu tysiącom maluczkich
przyszło czynić krwawą pokutę za grzechy krnąbrnego Jeruzalem…
Muzułmanie konsolidowali siły: na arenie
dziejów zjawia się Saladyn, początkowo nikomu nieznany dowódca
wojskowy, który przejął po swym wuju władzę w Egipcie (1169r.).
Nominalnie służył Nur – ad Dinowi, władcy Syrii, jednak było to jedynie
nominalne zwierzchnictwo i po śmierci Nur – ad Dina zaczął
podporządkowywać sobie jego państwo, co udało się na początku lat ’80
XII w. Od tej pory krzyżowcy mieli przeciwko sobie zjednoczone w jednym
ręku państwo muzułmańskie ciągnące się od Libii aż po Irak na wschodzie i
Jemen na południu. Nadeszła pora decydującego starcia na Bliskim
Wschodzie. Saladyn jednak nie spieszył się – koncentrował siły i
umacniał państwa, by zapewnić sobie całkowite zwycięstwo.
Po stu latach muzułmanie zmodyfikowali
swoją taktykę tak, aby stała się bardziej skuteczna przeciwko rycerstwu.
Na czele szyku stawiano piechotę ustawioną w trzech szeregach, za nią
opancerzoną kawalerię i na końcu lekką piechotę uzbrojoną w krótkie
włócznie albo topory. Piechota na czele była po prostu „mięsem armatnim”
i ginęła masowo, jej zadaniem było jedynie pozbawić rycerzy ich
głównego atutu – impetu w natarciu. Po prostu na zajętych wycinaniem
piechurów rycerzy rzucano kawalerię i lekką piechotę. Skrzydła osłaniała
lekka kawaleria.
Tymczasem w Królestwie Jerozolimskim nie
działo się dobrze. Umierający na trąd król Baldwin V nie był w stanie
zapanować nad swymi baronami, którzy toczyli prywatne wojny między sobą i
organizowali samowolne wyprawy na terytoria muzułmańskie. Jego następcą
został nieudolny Gwidon z Lusignan – marionetka w rękach żony i
teściowej, czyli siostry i matki króla Baldwina. Ponieważ zdobył tron w
wyniku intryg i był we wszystkim zależny od kobiet, możni powszechnie
nim gardzili, toteż stworzyli opozycyjne stronnictwo kierowane przez
Rajmunda z Trypolisu oraz wielkiego mistrza joannitów Rogera de
Moulinnes. Stronnikami Gwidona byli m. in. wielki mistrz templariuszy
Gerard de Ridefort, zapiekły wróg Rajmunda, i Renald z Chatillon.
Królestwo znalazło się na skraju wojny domowej.
Renald z Chatillon był awanturnikiem,
którego ulubionym zajęciem było dostarczanie przygotowującemu się do
wojny Saladynowi wygodnego pretekstu. W 1182r. zatopił okręt z
pielgrzymami do Mekki, zaś w 1187r. napadł na wielką karawanę kupiecką
wędrującą z Kairu do Damaszku. Saladyn otrzymał casus belli.
Po tragicznym starciu u źródeł Cresson (1 maja 1187r.) oczywistym się
stało, że wojna jest kwestią kilku miesięcy. Pod Cresson ponieśli śmierć
wszyscy niemal uczestnicy, łącznie z Rogerem de Moulinnes. Winę za to
ponosi Gerard de Ridefort – najpierw lekkomyślnie sprowokował walkę,
później tchórzliwie zbiegł.
Wstrząśnięci klęską możni zawiesili
waśnie i rozpoczęli wreszcie przygotowania do obrony. Król Gwidon wezwał
do Akki wszystkich swych wasali, zaś joannici i templariusze ogołocili z
załogi wszystkie swe placówki, by wesprzeć go. Na zaciągi przeznaczono
pieniądze przysłane przez Henryka II (był to element pokuty za
zamordowanie św. Tomasza Becketa). W ten sposób udało się zebrać
20-tysięczną armię – świetnie wyszkoloną i uzbrojoną – w której skład
weszło 1200 konnych rycerzy. Jerozolima jeszcze nigdy nie zgromadziła
takiego potencjału. Krzyżowcy zajęli dogodne stanowiska obronne pod
Seforis i mieli wszelkie dane do pokonania Saladyna, któremu
towarzyszyło 30 tysięcy ludzi.
Morale było jednak słabe, jak relacjonuje jeden z kronikarzy: „[…]
ale nie wierzyli w Boga ani w nadzieję na zbawienie ze strony tego,
który jest obrońcą i zbawcą. Raczej byli zaprzątani własnymi myślami i
stali się próżni.”
Saladyn po przekroczeniu Jordanu
skierował się na Tyberiadę. Liczył, że dzięki temu wywabi chrześcijan z
mocnych pozycji pod Seforis i zmusi do 25-kilometrowego marszu przez
teren zupełnie bezwodny. Na wieść o oblężeniu Gwidon zwołał naradę.
Rajmund z Trypolisu przeżywał osobistą tragedię – w mieście znajdowała
się jego żona śląca błagalne listy o pomoc. Wstrząśnięci rycerze
pragnęli natychmiast ruszać na odsiecz, jednak zwyciężyła roztropna
opinia Rajmunda, aby pozostać na miejscu. Prawy ten rycerz wolał utracić
żonę wraz z całym majątkiem niż doprowadzić armię do zguby. W takiej
sytuacji Saladyn musiałby albo zaatakować mających przewagę krzyżowców,
albo wycofać się z niesławą. Zdobywając Tyberiadę nic by nie osiągnął
mając za plecami doborową i liczną armię Jerozolimy. Król postanowił
pozostać na miejscu i rycerze udali się na spoczynek. Po północy jednak
heroldowie oznajmili nowe rozkazy – przed świtem armia ma ruszyć na
Tyberiadę! Był to efekt podszeptów Gerarda de Ridefort. Marionetkowy
król jak zawsze uległ silniejszym naciskom. Rycerze byli pełni złych
przeczuć, lecz jako karni wojownicy słuchali rozkazów nawet pogardzanego
króla.
Saladyn tylko na to czekał – pod
Tyberiadą zostawił nieliczne oddziały i natychmiast ruszył na
krzyżowców. Na ich drodze kazał zatruć wszystkie studnie i odciął im
odwrót, by nie mieli szans wymknięcia się z pułapki.
O wyznaczonej porze Jerozolima ruszyła w
drogę. Ziemia grzmiała pod równym krokiem piechoty. Barwnie powiewały
proporce, zbroje i tarcze lśniały w słońcu. Nad wszystkim górował Święty
Krzyż, który zawsze towarzyszył armii jerozolimskiej na wojnie. Wartę
pełnił przy nim doborowy zastęp templariuszy. Cudowna relikwia
połyskiwała z daleka złotem i klejnotami. Nigdy jeszcze Królestwo
Niebieskie nie widziało tak pięknej armii!
W lipcu w Palestynie temperatura przekracza 40oC.
Spod kopyt koni i podkutych butów pancernej piechoty wznosiły się
tumany dławiącego pyłu. W prażącym słońcu kolczugi i hełmy nagrzewały
się tak, że nie można było ich dotknąć. O godzinie 10 wojsko było już
zupełnie wyczerpane, przed południem skończyła się woda – wozy
pozostawiono pod Seforis, rycerze zabrali ze sobą tyle, ile zmieściło
się do manierek! Tempo marszu spadało.
Morale nadszarpnęły ustawiczne ataki
konnych łuczników. Piechota dzięki posiadaniu kusz trzymała ich na
dystans zadając duże straty, a kawaleria zaś odpędzała natrętnych i
karnie powracała do kolumny, nie dając się sprowokować do pościgu.
Jednak za każdym razem musiano się zatrzymywać by oddać strzał, zaś na
takim skwarze każda czynność sprawia kilkukrotnie większy wysiłek. Przez
to pochód został jeszcze bardziej spowolniony, a kolumna marszowa
niepokojąco rozciągnęła się – w tyle pozostawała ariergarda, na której
Saraceni skupiali swe ataki. Chrześcijanie upadali na duchu, gdyż
widzieli że przeciwnik otacza ich ze wszystkich stron!
W południe Rajmund zrozumiał, że armia
nie zdoła przed zmrokiem osiągnąć Tyberiady, zaś nocleg na bezwodnym
pustkowiu oznacza zgubę – zaproponował więc królowi zmianę celu marszu i
udanie się w kierunku źródeł Hittin – armia straci jeden dzień, ale
zostanie ocalona od zagłady na pustyni. Saladyn nie mógł na to pozwolić –
natychmiast zmienił taktykę. Części sił kazał zablokować drogę od
czoła, sam zaś z resztą zaatakował ariergardę, w której maszerowali
rycerze zakonni, w tym Renald z Chatillion. Rajmund łatwo odparł
natarcie otwierając reszcie wojsk drogę do źródeł. Wydawało się, że
armia jest uratowana, jednak wtedy król Gwidon popełnił błąd, który
przypieczętował los armii, Królestwa i jego własny – wraz ze swoim
hufcem zawrócił, by wspomóc straż tylną, która nie nadążała za resztą.
Saladyn natychmiast się wycofał – nie chodziło mu o zwycięstwo w tym
starciu, tylko o zmuszenie Gwidona do zatrzymania pochodu! Za wszelką
cenę chciał zatrzymać krzyżowców na płaskowyżu co najmniej do zmierzchu.
Uporządkowanie kolumny po odparciu
Saracenów zajęło czas aż do wieczora. Gdy miano wydać rozkaz do wymarszu
podniosły się lamenty wojowników, deklarujących że nie są w stanie
kontynuować pochodu. Nikt nie przypuszczał, że znajdująca się w
doskonałej kondycji armia w ciągu zaledwie kilkunastu godzin stanie się
niezdolna do walki. Marionetkowy król i tym razem uległ najsilniejszym
opiniom. Kazał zatrzymać się na nocleg i rozbić obóz. Rajmund
otrzymawszy ten rozkaz wykrzyknął „Wojna skończona! Królestwo
przepadło!”. Szczęśliwy Saladyn żarliwie dziękował Allahowi – zwycięstwo
było pewne! Do źródeł wody zostały najwyżej 6 kilometrów.
Wycieńczeni rycerze nie mogli odpocząć.
Po zmroku ze swoich nor powyłaziły węże i skorpiony prześladujące ludzi i
konie. Saraceni cały czas ponawiali natarcia. Zewsząd słychać było
zawodzenia muezzinów i okrzyki „Allah akbar!” Giaurowie nie mogli
otrzymać nawet chwili wytchnienia! Nikt przez całą noc nie zmrużył oka
ani nawet nie usiadł, wszyscy musieli czuwać. Saladyn kazał rozrzucić
chrust i słomę wokół obozujących rycerzy. Gdy została podpalona spowiły
ich kłęby dławiącego dymu. Chrześcijanie znaleźli się na skraju
wytrzymałości psychicznej – wielu z nich błagało Boga o ratunek u stóp
Świętego Krzyża. Pod osłoną nocy zbiegli do Saladyna turkopole i najemni
Beduini.
O świcie kontynuowano marsz. Śmiertelnie
wyczerpani rycerze ledwo się wlekli. Większość koni padła, a kusznikom
skończyły się pociski. Od tej pory przed nękającymi atakami
chrześcijanie mogli osłaniać się jedynie przy użyciu tarcz, toteż konni
łucznicy zdwoili wysiłki. Niebo pociemniało od strzał, a głównym celem
były konie. Padało mnóstwo zabitych od strzał i z wycieńczenia. Jednak
do źródeł było coraz bliżej! Teren zaczynał się zielenić, wkraczali w
pierwsze zarośla. Zostały już tylko dwa kilometry marszu!
Wtedy stało się najgorsze – wśród
piechoty wybuchła panika! Żołnierze porzuciwszy broń i miejsca w szyku,
który tak karnie trzymali do tej pory, rzucili się na złamanie karku w
kierunku źródeł. Zostali wyrżnięci do nogi, żaden z nich nie dotarł do
upragnionej wody. Gwidon zrozumiał że to koniec – pozostałych przy życiu
rycerzy zebrał na rogach Hittin, by tam walczyć do końca. Na rozkaz
króla Rajmund ze swoim hufcem miał utorować drogę do źródeł reszcie
wojsk. Jednak Saraceni przepuścili ich i natychmiast zamknęli pierścień
okrążenia. Rajmund z garstką rycerzy wymknął się z rzezi. Przebić udało
się również Balianowi z Ibelinu i Renaldowi z Sydonu z garstką rycerzy.
Resztę wojsk czekała zagłada. Zbici w gromadkę rycerze byli ostrzeliwani
przez długi czas, zanim przypuszczono ostateczny atak. Niewielu było
jeszcze zdolnych do dalszej walki, większość leżała na ziemi czekając na
śmierć – nie byli w stanie ustać na nogach. Dzierżący relikwiarz z
Krzyżem Świętym biskup Akki został przeszyty mieczem, sam krzyż stał się
trofeum Saracenów. Wzięci do niewoli templariusze i joannici zostali
ścięci jeszcze na polu bitwy. Reszta rycerzy została sprzedana w niewolę
– żaden z nich już nie wrócił na wolność.
Możnych Saladyn traktował jednak z
uprzejmością – liczył na pieniądze z okupów. Króla Gwidona uraczył
kubkiem wody różanej schłodzonej śniegiem z Hermonu. Gdy jednak król
podał kubek Renaldowi z Chatillion, Saladyn powiedział przez tłumacza
„Powiedz królowi, że to nie ja lecz on dał pić temu człowiekowi”.
Zgodnie z arabską obyczajowością podanie jeńcowi wody oznaczało
darowanie życia. Następnie własnoręcznie ściął awanturniczego
templariusza. Gwidon został niebawem wypuszczony – słusznie ocenił, że
więcej szkód narobi na wolności niż w niewoli.
Trudno sobie wyobrazić, by w jednej
bitwie można było stracić jeszcze więcej – zniszczona została największa
i najpiękniejsza armia jaką kiedykolwiek zebrało „Królestwo
Niebieskie”. Król został pojmany, poległa lub trafiła do niewoli
większość elity królestwa. Utracono relikwię Krzyża Świętego. Twierdze
poddawały się jedna za drugą – nie było komu ich bronić, gdyż niemal
wszyscy zbrojni polegli pod Hittin. 2 października 1187r. padła
Jerozolima, broniona bohatersko przez Baliana z Ibelinu. Od mieszkańców
zażądał Saladyn wysokiego okupu. Dziesiątki tysięcy tych, którzy nie
byli w stanie się opłacić czekały dożywotnie kajdany. Kościoły zostały
zbezczeszczone. O losie kobiet świadczył zaś arabski kronikarz: Jak wiele kobiet zostało zniesławionych! […] Kobiety żyjące w domach stały się publiczne, kobiety wolne uczyniono zniewolonymi.
Nie był to jednak epilog majestatycznego
dramatu wypraw krzyżowych, lecz dopiero pierwszy akt. Jedynym miastem
które oparło się Saladynowi był Tyr, który zdołał utrzymać Rajmund z
Trypolisu. Stało się ono przyczółkiem dla kolejnej krucjaty, która
niebawem miała przybyć do Ziemi Świętej. Ryszard Lwie Serce i Filip
August już zbierali siły…