Ciemności coraz bardziej rzedły, a światło
coraz obficiej wlewało swe promienie przez szyby wagonu na linii
Grodno-Białystok-Warszawa. Za towarzyszów podróży miałem tym razem
trzech żydów, dosyć inteligentnych. Tylko po szwargotaniu rozpoznać ich
było można. Wszczęła się rozmowa o religii i Bogu.
Istnienie pierwszej przyczyny wszechrzeczy uznawali wszyscy
– Czym jednak jest ten Pan Bóg, pierwsza przyczyna? – spytałem.
- Moim zdaniem – odparł jeden z nich, którego policzki i odzienie
kazały wnosić o wcale wygodnym stanie materialnym – Bóg to jest cała
natura.
- To być nie może.
- A dlaczego?
– Z tego prostego powodu, że przyczyna istnieje przed skutkiem, więc
skutek jako zaczynający swe istnienie później, nie może być tym samym co
przyczyna, ale musi być od niej realnie różny; otóż natura, przyroda,
jest skutkiem, dlatego też nie może być zarazem przyczyną.
- Siły przyrody możemy przecież nazywać Bogiem.
– I to nie, bo i te siły są skutkiem.
- Po czym my możemy poznać, że te siły są skutkiem, a nie pierwszą przyczyną?
- Bo są skończone.
- Więc pierwsza przyczyna musi być nieskończona?
– Bez wątpienia
Dlaczego? Cokolwiek istnieje musi mieć jakąś rację bytu, tak też i
granice w istnieniu muszą mieć swoje „dlaczego”. Otóż w istocie, która
jest pierwszą przyczyną, nie może być racji (dlaczego) dla granic, bo
skądżeż by one mogły pochodzić? Albo z wewnątrz albo też z zewnątrz tej
pierwszej przyczyny. Nie z wewnątrz, bo przecież naprzód trzeba by
istnieć, aby coś działać, więc i ograniczać, kiedy zaś owa pierwsza
przyczyna istnieje, już jest albo ograniczona, albo nie. Sama nie może
nakreślić granic swej istocie, ani też z zewnątrz takie ograniczenie
przyjść nie mogło, bo inaczej już ta przyczyna nie byłaby pierwszą. Więc
nie z wewnątrz, ani z zewnątrz nie może być racji do granic, więc tych
granic być nie może: przyczyna więc ta pierwsza musi być nieskończoną.
Wszystko, na czym wyciśnięte jest piętno granic, nie może być tą
pierwszą przyczyną wszechrzeczy: a przecież i siły przyrody działają
wedle praw, dających się ująć w ściśle matematyczne formułki, poza które
już ich siła nie sięga.
O Bogu zresztą niewiele możemy wiedzieć. Owszem, nie możemy wprawdzie
zgłębić Jego istoty, i Jego doskonałości, bo Bóg jest istotą
nieskończoną, a nasza głowa ma granice i wchodzi w czapkę albo kapelusz,
ale wiele o Panu Bogu wiedzieć nie możemy.
Na przykład? Naprzód widzimy celową budowę członków w ciele ludzkim i
zwierzęcym, części roślinach i w ogóle z góry obmyśloną harmonię we
wszechświecie. Istota więc, która to wszystko powołała do bytu, musi
mieć rozum, musi być osobą. Następnie cokolwiek jest w skutku, musi w
jakiś i to doskonalszy sposób być w przyczynie. Weźmy malarza. Nie daje
on z siebie obrazowi ni farby, ni płótna: to wszystko bierze z zewnątrz.
Co jednak daje, tj., kształty, to musi mieć w sobie. Musiał on naprzód
wyobrazić sobie ten obraz, zanim wziął pędzel do ręki; wedle wzoru też,
utworzonego w umyśle i w fantazji, maluje. Lecz Pan Bóg nie brał niczego
z zewnątrz; On, jako pierwsza przyczyna, wywiódł swe twory z nicości,
dał im wszystko, wszystkie więc doskonałości stworzeń i w Nim być muszą
tylko w sposób, jak to przedtem zaznaczyłem, nieskończenie doskonały, bo
w nim granic być nie może. Słuchali z zajęciem, więc rozmowa toczyła
się dalej o Mojżeszu, odkupieniu i celu człowieka.
Za: „Rycerz Niepokalanej” 2 [1923] 21-23