“Ta rewolucja jest rezultatem upadku
ducha narodowego posuniętym aż do niechlujstwa. Pierwsze znamiona tego
upadku nie są zauważalne dla masy, ani co gorsza nie są rozpoznawalne
przez elity”. Ta postawiona przez Jose Antonio Primo de Rivera diagnoza,
odnosząca się do społeczeństwa hiszpańskiego z 1936 roku, niestety
świetnie odpowiada dzisiejszym realiom w Polsce. Nie mam co do tego
żadnych wątpliwości. Naród polski jest w głębokiej defensywie
moralno-obyczajowej, czego efektem w niedalekiej przyszłości może być
kryzys społeczny, o skali podobnej jaką obecnie widzimy na Zachodzie
Europy.
W tym artykule chciałbym obalić pewien
mit, który bardzo często przewija się w wypowiedziach wielu polskich
patriotów. Otóż absurdem jest postrzeganie naszego kraju jako ostatniej
ostoi normalności i moralności w Europie, istnie niedostępnej, warownej
twierdzy. W mojej opinii Polska aktualnie przypomina bardziej antyczną
Troję, niż niezdobyty Krak des Chevaliers, dlatego gdy wciągnęliśmy już
konia trojańskiego do swej twierdzy, to by zapobiec katastrofie nie
pozostaje nam nic innego jak wyciąć podstępnych Achajów w pień.
Niestety, podobnie jak kiedyś w Hiszpanii, tak i dziś w Polsce masy nie
zauważają działań, które śmiało możemy określić mianem dywersyjnych.
Dywersyjnych wobec ducha narodu. Działań podkopujących fundamenty
świadomości i jedności narodowej, do których zaliczamy wiarę katolicką,
tradycyjną obyczajowość oraz szacunek dla miejsc pamięci i bohaterów
narodowych. Niewątpliwie, w środowisku narodowym funkcjonuje wiele
mitów, które brane za prawdę utrudniają faktyczną ocenę naszej sytuacji,
przez co powodują błędne interpretacje, a w efekcie skutkują
nieprawidłowymi wnioskami. Musimy pamiętać, że nie wolno nam lekceważyć
rzeczywistości i karmić się fałszem, ponieważ błędna diagnoza obecnych
realiów, może w pokoleniu naszych dzieci skutkować jakąś ogólnonarodową
tragedią. Nie możemy być jak skazaniec prowadzony na rozstrzelanie z
opaską na oczach, bo za niedługo jedyne co będziemy mogli zrobić to
poprosić kata o strzał łaski. Czas na pobudkę i otrzeźwienie z sennych
marzeń.
Każdego dnia, małymi dawkami zapodaje
się Polakom rozmaite trucizny, które w rezultacie wywołują odrętwienie
narodowe, ogólną znieczulicę i brak wrażliwości na sprawy najważniejsze.
Wróg uderza w rozmaite archetypy, jednak najmocniej bije w sam
fundament, absolutną podstawę ducha polskości jaką bez wątpienia jest
wiara katolicka. Pisał już o tym Roman Dmowski, w swej broszurze
“Kościół, Naród, Państwo”: Katolicyzm nie jest dodatkiem do
polskości, zabarwieniem na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w
znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia w nas
katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła jest
niszczeniem samej istoty narodu. Nie sposób się z tym nie zgodzić.
To przynależność do Kościoła Rzymsko-Katolickiego przez wieki
utożsamiana była na naszych ziemiach z przynależnością do narodu
polskiego. Tak zresztą jest i obecnie, chociażby na terenach dzisiejszej
Białorusi i Ukrainy, gdzie określanie się mianem katolika, równa się z
byciem Polakiem. Niestety, Kościół Katolicki w Polsce przechodzi przez
ogromny kryzys związany ze zmianami poczynionymi w Kościele powszechnym
przez Sobór Watykański II, których nieszczęsne skutki widzimy na całym
świecie, a szczególnie w Europie Zachodniej. Proces zmian i
sekularyzacji społeczeństwa, który w Polsce był hamowany przez ponad
dwadzieścia lat jedynie ze względu na osobę Jana Pawła II, obecnie
postępuje w galopującym tempie. Jak pokazują statystyki, w 2015 roku
niespełna 40% Polaków, spośród 32,7 mln deklarujących się jako katolicy,
uczestniczyło w mszach św., zaś do komunii św. przystąpiło zaledwie 17%
z nich. Liczby mówią same za siebie. Wiara, która przez całe wieki
istnienia naszego państwa określała tożsamość jego obywateli, staje się
obecnie czymś marginalnym. Ma to w dużej mierze związek z fatalną
kondycją intelektualną polskiego duchowieństwa. W tym miejscu, nie
sposób nie zgodzić się z oceną prof. Wielomskiego, który nie
przebierając w słowach, stwierdza: Prawdę mówiąc, bardzo cienko
widzę przyszłość Kościoła katolickiego w Polsce. Nie chodzi mi tylko o
procesy radykalnej sekularyzacji przenikające z Zachodu wraz z jego
kulturą i ateistycznym systemem prawnym – o co chodzi każdy wie.
Problemem jest także sam Kościół posoborowy (też wiemy o co chodzi). Ale
w Polsce dodatkowym problemem jest miałka intelektualność
duchowieństwa. Wiedza teologiczna na poziomie prawie zerowym,
kanonistyka to słowo zupełnie nieznane. Jakiś czas temu zaczepiła nas
dziennikarka z katolickiego radia z pytaniem czego nam brakuje w
Kościele. Odpowiedziałem, że brakuje mi rozmowy i rozmówców na wyższym
poziomie intelektualnym, z którymi mógłbym porozmawiać na zagadnienia
teologiczne i kanonistyczne. Ona nawet nie zrozumiała o co mi chodzi.
Przecież jest oaza i ruchy charyzmatyczne. Jeśli w Polsce jest tylko
oaza i ruchy charyzmatyczne – jest jeszcze Smoleńsk rzecz jasna – to w
moim pojęciu tego słowa, Kościół po prostu nie ma Polakom niczego do
zaproponowania. Uwiąd. Za 100 lat będzie jak kult Jowisza, Saturna i
Heliosa w Rzymie w V wieku. Dodatkowo, gdy przypomnimy sobie
niedawne apele JE kardynała Nycza o przyjmowanie uchodźców, czy płynące z
ust samego Prymasa Polaka słowa potępienia ideologii nacjonalizmu w
Polsce, to widzimy jak ogromny wyłom w murach naszej twierdzy poczynił
wróg i jak ciężka walka nas czeka. Musimy swoimi czynami, swoją pracą i
modlitwą wskrzesić ideę ecclesia militans. Nie ukierunkowany na
człowieka, letni i zniewieściały, ale żywotny i autentycznie zwrócony ku
Bogu Kościół Walczący. Oto cel!
Jednak osłabienie katolicyzmu to tylko
jeden z przyczółków przeciwnika. Drugim, równie silnym i chyba nawet
groźniejszym jest zniszczenie tradycyjnej obyczajowości i ogólne
upodlenie moralne, tak doskonale widoczne na co dzień, w każdej
dziedzinie życia społecznego. Szeroka promocja homoseksualizmu, w
połączeniu z atakami na rodzinę, bardzo destrukcyjnie wpływa na
moralność Polaków, skutkując wzrastającą akceptacją dla zjawiska
inwersji seksualnej. Jak pokazują badania CBOS z 2013 roku, aż 75%
badanych akceptuje związki homoseksualne (w 2001 r. było to zaledwie
47%!), 33% popiera możliwość legalizacji związków partnerskich osób tej
samej płci (8 punktowy wzrost w porównaniu do roku 2010), a 13% zgadza
się na adoptowanie przez nich dzieci. Jeszcze 25-30 lat temu takie
badania nie były w ogóle przeprowadzane, bo nikomu przez myśl by nie
przeszło, żeby zadać Polakom takie pytania. Podczas, gdy obecnie nawet
gołym okiem widać wzrost akceptacji społecznej dla homoseksualizmu. Jest
to pokłosie m.in. subtelnej w swym wydaniu propagandy medialnej, w
postaci np. bohaterów popularnych seriali, w których co najmniej jeden z
aktorów gra przesympatycznego homoseksualistę. Wpływ na lichy stan
obyczajowości wśród naszych rodaków ma też promowany przez rozmaite
media sposób życia, tzw. lifestyle. Charakteryzuje się on
promowaniem wszelkiego rodzaju inności, oryginalności, która bardzo
często sprowadza się do tego, że im ktoś jest mniej tradycyjny i
pospolity, tym w oczach współczesnego świata jest bardziej “fajny” i
popularny (nawiasem mówiąc, obecnie staranie się być na siłę innym stało
się tak sztampowe, że aż komiczne). Obok inności promowany jest też
hedonizm, kult posiadania, kult pieniądza, chęć władzy, konformizm,
wszechobecna nagość i rozwiązłość. Upicie się, czy zażywanie narkotyków
nie jest już powodem do wstydu i infamii, a wręcz przeciwnie, stało się
nieodłącznym elementem, a nierzadko i samym celem współczesnej rozrywki.
Cnoty takie jak wiara, honor, patriotyzm, miłość bliźniego, uczynność,
bezinteresowność, ofiarność, wstrzemięźliwość, czy wierność u coraz
większej części młodego pokolenia Polaków uznawane są za zaściankowość,
powód do wstydu lub zwyczajne dziwactwo i głupotę. Niesienie dobrego
przykładu swoim zachowaniem, promowanie wartościowych treści, walka
medialna to już nie tylko kwestia przyzwoitości – to konieczność. Wojna o
rząd dusz, wojna o los naszych dzieci, przyszłych pokoleń, jutro
naszego narodu. Nie możemy zawieść.
Ostatnim, nie mniej groźnym czynnikiem,
który destrukcyjnie wpływa na tożsamość narodową jest niszczenie pamięci
o bohaterach i ich czynach. Przykładem mogą tu być choćby Żołnierze
Wyklęci, początkowo skazani na zapomnienie przez komunistyczne władze
PRL, a teraz opluwani przez rozmaite szumowiny w internecie, mediach i
na lewackich wiecach. Mimo, iż znamy prawdę to wciąż obdziera się ich z
honoru, zmyśla fałszywe zbrodnie i szarga ich pamięć. Wszystko, by
zdyskredytować najpopularniejszych bohaterów historycznych współczesnego
pokolenia i wprowadzić chaos, zniszczyć autorytet. Jeszcze innym
przykładem galopującego upodlenia narodu w kwestii kultywowania pamięci o
wielkich synach naszej ojczyzny i zarazem patologicznego konformizmu w
czynnej walce o ich pamięć jest sprawa pseudo-spektaklu “Klątwa”, w
czasie którego z figurą przedstawiającą postać św. Jana Pawła II
dokonuje się aktów seksualnych, a następnie wiesza się ją na szubienicy.
To wszystko zaledwie 12 lat po śmierci Świętego, kiedy to na polskich
ulicach gromadziły się miliony rodaków, w celu uczczenia Jego pamięci.
To wszystko w kraju, gdzie setki szkół i ulic nosi dzisiaj Jego imię…
Bardzo smutny jest fakt, że po doniesieniach medialnych o
bluźnierstwach, jakie działy się w czasie pseudo-spektaklu, zebrała się
tylko relatywnie mała grupa osób, która poprzez swoje działania
próbowała wymusić na obecnej władzy zdecydowane reakcje, w celu
ukrócenia tego haniebnego widowiska. “Klątwa” to zresztą nie pierwszy
atak przedstawicieli post-kultury na tradycyjne wartości w naszym kraju.
Trzy lata temu głośno było o antysztuce pt. “Golgota picnic”.
Społeczeństwo i w tym przypadku było w zdecydowanej większości bierne.
O kolejnych aspektach walki kulturowej,
walki o ducha narodu można by napisać jeszcze wiele. Myślę, że każdy z
czytelników mógłby dodać tutaj kilka zaobserwowanych przez siebie
wątków. W tym tekście chciałem zebrać tylko te najgłośniejsze z pozornie
najcichszych, te najbardziej widoczne z pozornie niewidocznych.
Najwyższy czas porzucić złudzenia i obalić mit Polski jako niezdobytej
twierdzy, wśród upadłych narodów Europy. Przeżywamy zmierzch Zachodu, o
którym pisał Oswald Spengler, upadek moralny na skalę tego, który według
Edwarda Gibbona doprowadził do upadku Cesarstwa Rzymskiego i
zniszczenia go przez barbarzyńców. Polska nie jest samotną wyspą. W
naszym kraju również dostrzegamy zapadający zmierzch, choć nie jest to
jeszcze ten mrok zaległy szerokim frontem nad Okcydentem.
Patrzmy jednak odważnie w przyszłość,
podnieśmy głowy i unieśmy pięści. Musimy być wszędzie tam, gdzie wróg
zrobił wyłom, wszędzie tam, gdzie zło wdziera się na nasze mury. Bo
podzielam to, co pisał wspomniany już Spengler i co często lubił
powtarzać przytoczony na początku artykułu wódz hiszpańskiej Falangi: W ostatniej godzinie znajdzie się zawsze jakiś pluton egzekucyjny, który uratuje cywilizację.
Mocno wierzę w to, że tym plutonem jesteśmy My!
Czołem Wielkiej Polsce!
Ave Christus Rex!