Radek
Molenda ubolewa nad rozbiciem środowisk obrońców życia i w tym samym tekście
wspiera ten podział. Chciałby zobaczyć wspólną, wielusettysięczną manifestację
pro-life, a jednocześnie uderza na odlew w organizatorów największej marszowej
inicjatywy w Polsce. Co to za logika?
Autor zamieszczonego na internetowej witrynie
tygodnika „Idziemy” artykułu zatytułowanego „Marsze rozbitej
rodziny” stawia przed adwersarzami niełatwe zadanie. Jak bowiem polemizować
z kimś, kto w jednym artykule przeczy sam sobie i stawia przeciwstawne tezy?
Radek Molenda martwi się tym, że rozproszone
marsze w obronie nienarodzonych nie gromadzą tylu uczestników, co francuska,
milionowa La Manif Pour Tous. Co za tym idzie, nie zyskują podobnej siły
oddziaływania. W dodatku, środowiska stojące za marszami nie wspierają się
nawzajem, co źle wpływa na frekwencję. Podobnie jest z organizacjami
pro-life. Im jest ich więcej, tym – zdaniem Autora – gorzej.
Zaraz potem publicysta gładko przechodzi do
bezpardonowej krytyki środowiska, które zainicjowało ubiegłoroczną kampanię
antyaborcyjną a od ponad dziesięciu lat organizuje co roku Marsze dla Życia i
Rodziny – najpierw tylko w stolicy, a dziś już w stu kilkudziesięciu miastach
Polski.
Radkowi Molendzie nie sprawia przy tym żadnej
różnicy, czy rzucane w świat spod jego klawiatury oskarżenia wobec Instytutu
im. Księdza Skargi, zaczerpnięte są z tak zwanej prawej strony (jak to o
skłócaniu wyborców z władzą), czy z lewicowych brukowców („cudowne medaliki” to
wszak nic innego jak… Cudowny Medalik).
Autora, bezrefleksyjnie powielającego zarzuty o
wyłudzanie przez Instytut pieniędzy, chciałoby się zapytać: z jakich funduszy
utrzymuje się Pana redakcja? Bo jeśli sama zarabia na siebie, to wypada
pogratulować. Otóż może będzie Pan zdziwiony, ale wiele działających w Polsce i
na świecie organizacji utrzymywana jest przez darczyńców. Czy pobożną
rozgłośnię radiową, wielokrotnie w ciągu dnia apelującą do słuchaczy o wsparcie
finansowe też oskarży Pan o wyłudzanie?
A jakie niekatolickie treści znalazł Pan w
publikacjach Instytutu? Która jego inicjatywa była niekatolicka? Czy brak
formalnego statusu organizacji katolickiej przesądza o niekatolickości? Uważa
Pan „Tygodnik Powszechny” za pismo katolickie bo ma on taką pieczątkę?
Pisze Pan: „Inna jeszcze sprawa, to intencje
działań wielu „obrońców życia”. Nie brak wśród nich cyników próbujących na
„walce z aborcją” zbić kapitał polityczny, zyskiwać fundusze na swoją
działalność lub – przez nieustanne podgrzewanie tematu – przykrywać „aborcją”
bieżące, ważne dla państwa sprawy. Już nie mówiąc o antagonizowaniu
społeczeństwa i władzy ze społeczeństwem. Społeczeństwo to dobrze wyczuwa i nie
idzie za tym, co tylko pozorne”.
Otóż identyczne oskarżenia padały pod adresem
autorów nie tak dawnej kampanii „Stop Aborcji” na łamach mediów bezkrytycznie
wspierających obecny obóz rządzący (np. wPolityce.pl). Było to w ubiegłym roku,
akurat, gdy ważyły się losy projektu mogącego zapewnić powszechne prawo do
narodzin. Nasuwa się pytanie, jak autorzy tych zarzutów rozpoznają rzeczywiste
intencje obrońców życia? Redaktorze, niech Pan oświeci czytelników: czym różni
się szczery aktywista pro-life od tego, który nastawiony jest na
czerpanie politycznych i materialnych profitów? Jak rozpoznać agenta wpływu,
który „antagonizuje społeczeństwo i władzę ze społeczeństwem”? Czytając takie
argumenty nasuwa się bowiem przykre podejrzenie, że ich autorzy szukają na
gwałt usprawiedliwienia dla tchórzliwej (albo wyrachowanej) postawy PiS w
sprawie obrony życia.
Ubolewając nad podziałami, Radek Molenda pisze:
„Afera wokół zapisów o karalności kobiet za dokonaną aborcję jak na razie
trwale poróżniła m.in. Fundację „Pro-Prawo do życia” z Episkopatem Polski i
Polską Federacją Ruchów Obrony Życia”. Tutaj jest Autor dość bliski prawdy, ale
pozwolę sobie doprecyzować: otóż to Polska Federacja Ruchów Obrony Życia
poróżniła Fundację Pro z Episkopatem pod pretekstem zapisu o niekaralności, o
czym pisał
otwarcie ksiądz od lat zaangażowany w działalność na rzecz nienarodzonych.
Opublikowanie takiego tekstu,
jak ten na łamach portalu „Idziemy”, na cztery dni przed kulminacyjną datą
tegorocznych Marszów dla Życia i Rodziny, trudno uznać za przypadek. Nasuwa się
tu czytelna analogia z postawą PFROŻ, która z sobie tylko znanych powodów nie
chciała wesprzeć projektu Ordo Iuris. Nie wystarczyło jej jednak, że kampanii
nie wspomoże. Postanowiła ją storpedować, używając do tego swoich kurialnych
kontaktów i nie zważając na skutki swojego działania dla tych, o których
przecież tak energicznie zabiega, czyli nienarodzonych.
Pan Radek Molenda, miast serwować swoim
czytelnikom faryzejskie żale o braku jedności środowisk pro-life, mógł napisać
po prostu: „Nie idziemy”. Byłoby to wbrew oficjalnemu szyldowi jego redakcji,
ale przynajmniej prawdziwe.
Roman Motoła
Za: http://www.pch24.pl/za--a-nawet-przeciw--idziemy--czyli-nie-idziemy-,52221,i.html