Z pytaniem tym spotykałem się zadziwiająco często, przede wszystkim prowadząc na Facebooku fanpage Towarzystwo Monarchistyczne.
Różne osoby chciały rozwiać swoje wątpliwości w tej kwestii na tyle
często, że postanowiłem poświęcić temu oddzielny artykuł. Jest to dość
ciekawe pytanie teoretyczne i odpowiedź na nie jest złożona i
niejednoznaczna. Na początek przyjrzymy się zagadnieniu, czy
arystokratyczne pochodzenie jest niezbędne do zostania monarchą.
Następnie odpowiemy na pytanie czemu przeważająca liczba monarchów
jednak z tej warstwy się wywodzi.
Zanim jednak przejdę do zasadniczej
części rozważań krótko zrelacjonuję czemu niektórzy oczekują powołania
na tron niearystokraty. Zdaje się, że dość powszechne jest obwinianie
najmożniejszych rodów Rzeczypospolitej o zaakceptowanie rozbiorów i o
stworzenie ustroju państwowego uważanego dziś za ułomny i prowadzący do
upadku. Zdaje się też niektórzy wykazują pewną nieufność wobec osób
należących do innej klasy niż oni sami. Może to być wynikiem faktu, że
do niedawna powszechna była marksistowska teoria walki klas. W każdym
razie postawom tym nie poświęcę tu więcej uwagi i nie przedłużając
przejdę do odpowiedzi na sformułowane we wstępie pytanie.
Rozważając zagadnienie czy królem może
zostać ktoś spoza arystokracji dochodzimy do wniosku, że w teorii
monarchii nie ma większych przeciwwskazań. Oczywiście jeśli chodzi o
teorię monarchii europejskiej, bo w Japonii np. cesarz musi być
potomkiem rodu wywodzącego się od bogini Amaterasu. Na teorię władzy
monarszej z naszego kręgu kulturowego składają się tradycje Imperium
Rzymskiego, monarchii europejskiego Barbricum (głównie germańskiego) i
kręgu judeochrześcijańskiego związane z przekazami Pisma Świętego.
Oczywiście pierwsza z nich nie
precyzowała kto może być ogłoszony cesarzem. Zatem np. Petrynaks (1 I
193 – 28 III 193 n.e.) był synem wyzwolonego niewolnika, a Justynian I
Wielki urodził się w rodzinie prostych wieśniaków. Tradycja
judeochrześcijańska też nie stwarza tutaj przeszkód. Przecież biblijny
wzór monarchy – król Dawid – nim został przez proroka Samuela
namaszczony na władcę był pasterzem. Tradycja europejskiego Barbaricum
może czasem preferować konkretne rody ze względów mitologicznych, ale są
to zwyczaje pogańskie mocno zdewaluowane przez chrześcijaństwo. Polski
przypadek wydaje się tu szczególnie ciekawy, bo przecież mitologia
dynastyczna Piastów podkreśla ich pochodzenie od Piasta kołodzieja
(według Galla Anonima – ubogiego oracza), a zatem człowieka z ludu.
Polska tradycja elekcyjna (przecież
odnowienie monarchii będzie de facto kolejną polską elekcją) twierdzi
wręcz, że władcą może być obrany każdy syn narodu polskiego. Oczywiście
niegdyś za takich uznawano jedynie szlachtę. Na dobrą sprawę można to
dwojako przełożyć na czasy współczesne. Albo królem może dziś zostać
każdy, kto ma pochodzenie szlacheckie choćby był potomkiem podlaskiej
gołoty, albo uznajemy, że obecnie naród powiększył się o inne klasy i
królem może być obrany każdy Polak bez względu na jego szczegółową
genealogię.
Nawet współczesna praktyka monarchii
europejskich daje ciekawe przykłady. Do naszych rozważań najtrafniej
pasuje casus Królestwa Szwecji. Wiąże się to z koncepcją głoszącą, iż
współcześnie tron winien dziedziczyć najstarszy potomek monarchy bez
względu na płeć. Oczywiście głównym skutkiem tego, że kobiety będą
dziedziczyć tron na równi z mężczyznami będzie bardzo częsta zmiana
dynastii panujących (na przykład zmianę taką obserwujemy teraz w
Wielkiej Brytanii – Elżbieta II jest ostatnią przedstawicielką
Windsorów, a po niej koronę przejmie ród jej męża – Oldenburgowie).
W Szwecji już ogłoszono, że następcą tronu nie będzie książę Karol
Filip tyko jego starsza siostra Wiktora. Niedawno zasłynęła ona dość
nietypowym mariażem. Poślubiła bowiem swojego trenera fitness –
Daniela Westlinga. Wygląda na to, że kolejny po Wiktorii szwedzki
monarcha będzie potomkiem człowieka z ludu. Zatem Daniel trener fitness,
jako de facto założyciel nowej dynastii, będzie ich odpowiednikiem
Piasta kołodzieja.
Czemu zatem zwykle na tron powołuje się
arystokratę? Przecież jest to widoczne choćby w dziejach naszych elekcji
królewskich. Po prostu niesie to za sobą znaczne korzyści.
Przedstawiciele takich rodów znają się z najważniejszymi rodami innych
krajów, również tymi sprawującymi władzę. Często rody takie są połączone
pokrewieństwem. W takiej sytuacji często załatwienie spraw zasadniczych
z punktu widzenia interesu państwa może przebiegać na zasadach
swobodnej rozmowy z regularnie zapraszanymi na kawę kuzynami.
Z tego wynika, że im gęstsza będzie sieć
rodzinno-przyjacielska nowego króla, tym de facto silniejsza będzie
pozycja Polski w świecie. Tak jak niegdyś powołano na tron dynastię
Wazów, tak teraz należałoby się poważnie zastanowić nad przedstawicielem
któregoś z potężnych rodów monarszych Europy. Na przykład nad
Habsburgiem albo Windsorem. Jeślibyśmy się jednak trzymali zdania, że na
polskim tronie ma zasiąść Polak (i nikt z żywieckiej linii Habsburgów)
to powinniśmy wtedy wybrać ród, który jest najlepiej „ustawiony” w sieci
powiązań europejskiej arystokracji. Niekoniecznie najstarszy ani
najmożniejszy dzisiaj. Śmiem twierdzić, że nawet niekoniecznie
najbardziej zasłużony.
Za polską arystokracją świadczy jeszcze
jedna jej cecha. Tomasz A. Pruszak pisząc książkę „Ziemiański
savoir-vivre” obszerny fragment poświęcił temu, jaką wagę
przedstawiciele tej warstwy kładli i kładą do dziś na należyte
wychowanie swoich dzieci. Do dziś dba się o to by potomkowie starych,
polskich rodzin byli ludźmi najwyższego „sortu”.
Kolejnym argumentem może tu być pewna
nostalgia jaka towarzyszy monarchii. Przecież przyjęło się, że ustrój
ten wyraża wielowiekową powagę państwa. Nie pasowałaby do tego sytuacja,
w której krajem o ponad tysiącletniej historii rządzi ród liczący sobie
około 70 wiosen. Z drugiej strony jakoś bardziej przystającą wydaje się
wizja polskiego rodu panującego, którego przodkowie oglądali podpisanie
Unii w Krewie, Hołdy Pruski i Ruski, oraz walczyli pod Grunwaldem i
Płowcami. Tutaj jednak należy pamiętać, że argument ten opiera się
jedynie na emocjach. Zatem jest argumentem słabym.
W powyższych rozważań wynika, że teoria
monarchii nie jest przeszkodą w powołaniu na tron kogoś spoza
arystokracji. Nawet, według jednej z możliwych interpretacji polskich
tradycji, osoba taka nie musiałaby się wywodzić ze szlachty. Jednak za
powołaniem na nowego monarchę arystokraty świadczą bardzo silne względy
praktyczne i pewne względy nostalgiczne.