Po przejęciu władzy w Polsce
komuniści profilaktycznie starali się napiętnować ludzi, którzy
mieszkali na ziemiach kojarzonych przez nich jako bastion „reakcji”.
Wiedzieli oni aż nazbyt dobrze, że przez cały okres międzywojenny
Wielkopolska stanowiła ostoję prawicy i wszelkiego rodzaju ruchów
chrześcijańskich zakorzenionych przede wszystkim wśród robotników.
W Wielkopolsce od co najmniej połowy
XIX wieku istniał bardzo rozbudowany ruch chrześcijański skupiony wokół
robotniczych związków zawodowych. Stanowił on dla komunistów ogromne
zagrożenie i dlatego też, poprzez ciągłe „przykręcanie śruby” polegające
na kolejnych represjach religijnych i gospodarczych, „czerwoni”
próbowali uporać się z problemem.
Coraz większe niezadowolenie
mieszkańców Wielkopolski doprowadziło do potwornego napięcia na linii
władza-robotnicy. W pewnym momencie wystarczyła „niewielka iskra”, aby
doszło do starć i walk ulicznych. Takim właśnie punktem zapalnym okazał
się konflikt w zakładach Cegielskiego, który stanowił ostateczną kroplę
przelewającą czarę goryczy.
Bezpieka nie śpi
Po roku 1989 ujawnione zostały
materiały archiwalne sporządzone przez Służbę Bezpieczeństwa na temat
„Poznańskiego Czerwca 1956”. Widać w nich wyraźnie, że problemem dla
komunistycznego aparatu władzy i represji nie było „żądanie chleba” –
najważniejszy rzekomo postulat protestujących, ale dopominanie się o
„wolność polityczną”.
- Bezpieka
w pierwszej kolejności odnotowała, że wznoszono okrzyki „Uwolnić
Prymasa Wyszyńskiego” i „Chcemy Polski katolickiej, a nie
bolszewickiej”. Na podnoszonych przez protestujących transparentach
najczęściej można było z kolei zobaczyć hasła nawołujące do powrotu do
Polski Lwowa i Wilna – podkreśla prof. Grzegorz Kucharczyk z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Z zachowanych dokumentów wynika, że
komuniści właśnie to żądanie uznali za najbardziej zagrażające
panującemu wówczas „porządkowi”. Poznaniacy nie upominali się bowiem w
pierwszej kolejności o zapewnienie tzw. socjalu, co dzisiaj próbuje się
wmawiać m.in. w podręcznikach szkolnych, tylko o wolność, ponieważ byli
przekonani, że wraz z nią uda się bez „pomocy” ze strony władz rozwiązać
wszelkie problemy bytowe.
Lekcja pokazowa
Wiele osób zadaje sobie pytanie:
dlaczego komuniści znając żądania Wielkopolan zamiast uchylić im rąbka
żądanej wolności poszli na krwawe starcie? Odpowiedzi trzeba szukać w
dwóch innych wydarzeniach. Pierwszym był XX Zjazd Komunistycznej Partii
ZSRR pod koniec lutego 1956 roku i wygłoszony wówczas w Moskwie „tajny
referat Chruszczowa”, w czasie którego wieloletni bliski współpracownik
Józefa Stalina nagle odkrył, że komunistyczny dyktator był „złym
człowiekiem”. Wtedy to rozpoczęła się tzw. „odwilż”. Jak jednak wiadomo
każda „komunistyczna odwilż” ma swoją granicę, a tą granicą zawsze jest
rzeczywista wolność.
Drugie wydarzenie to Powstanie
Węgierskie w październiku 1956 roku.Zdaniem prof. Kucharczyka „Poznański
Czerwiec 1956” stanowił doskonały sprawdzian przed masakrą dokonaną
kilka miesięcy później w Budapeszcie. Zasiadający w Moskwie faktyczni
przywódcy bloku wschodniego mogli sprawdzić, na ile mogą sobie pozwolić w
tłumieniu ewentualnych buntów i protestów i jak zareagują na ich terror
i morderstwa politycy oraz mieszkańcy krajów po obu stronach „żelaznej
kurtyny”.
Czym jest wolność?
Za poznańskim żądaniem wolności szły
konkretne postulaty. Pierwszym i najważniejszym było uwolnienie
przetrzymywanego od 1953 roku w więzieniu kardynała Stefana
Wyszyńskiego. Drugim - porzucenie represji wobec Kościoła. Trzecim -
zaprzestanie ateizacji społeczeństwa. Widać wyraźnie, że mieszkańcy
Wielkopolski nie wyobrażali sobie „wolności od wiary”. Wręcz przeciwnie –
swoboda wyznawania religii katolickiej była dla nich naturalną
przestrzenią do realizacji wolności.
- Poznaniacy
protestując jako jedni z pierwszych w powojennej Polsce powiedzieli
komunistom wprost: „Pokażcie, co się dzieje z Kościołem!”. Ktoś zapyta:
dlaczego było to dla nich aż tak ważne? Należy pamiętać, że 61 lat temu
jedyną ostoją, jedynym stałym punktem na „morzu komunistycznej
niepewności” była obecność księdza katolickiego, który dawał ludziom
nadzieję nie tylko „na lepsze jutro”, ale i życie wieczne. Represje i
eksterminacje, jakich systematycznie doświadczali wówczas duchowni
stanowiły to, na co mieszkańcy Wielkopolski, od zawsze związani z
Kościołem katolickim, nie mogli nie zareagować – zaznacza prof. Kucharczyk.
Moskiewski trop
Do stłumienia poznańskiej walki o
wolność komuniści skierowali 10 tys. żołnierzy i oficerów z MO, LWP, SB i
KBW oraz 359 czołgów, 31 dział pancernych a także blisko 900 samochodów
i motocykli. Zdaniem prof. Kucharczyka z jednej strony świadczy to o
wielkiej niepewności komunistów, co do możliwości rozwoju sytuacji. Z
drugiej zaś „czerwoni” nie mogliby pozwolić sobie na tak stanowcze
działania, gdyby wcześniej nie dostali odpowiedniej zgody ze strony
Moskwy. – Mimo, że w Polsce nie ma żadnych dokumentów na ten temat,
to jestem przekonany, że właśnie z Moskwy przyszedł sygnał od towarzysza
Chruszczowa: „Towarzysze, wiecie co macie zrobić” – podkreśla historyk.
Na potwierdzenie tej teorii poznański
naukowiec przypomina, że dowódcą wojsk, które dokonały masakry w
Poznaniu był Pełniący Obowiązki Polaka sowiecki generał Stanisław
Popławski – jeden z dowódców stacjonujących wówczas w Polsce wojsk
radzieckich. To najprawdopodobniej on wydał bezpośredni rozkaz
strzelania do protestujących, w tym do kobiet i dzieci.
Kto wygrał?
W krwawych walkach śmierć poniosło co
najmniej 79 osób, rannych było ponad 600. Zginęło ponadto 5 żołnierzy
LWP, 1 żołnierz KBW, 3 funkcjonariuszy UB oraz 1 funkcjonariusz MO.
Początkowo można było odnieść
wrażenie, że poznaniacy zwyciężyli. Kilka miesięcy później nadeszła
bowiem „odwilż gomułkowska”, a wraz z nią zmiany personalne na
najwyższych szczeblach władzy. Niestety patrząc na wydarzenia
Poznańskiego Czerwca 1956 z dzisiejszej perspektywy trzeba zadać
pytanie: co się stało z „etosem wielkopolskim”? Obserwując to, co się
dzieje we współczesnym Poznaniu ciężko dostrzec chociaż niewielki promil
ideałów wolności nierozłącznie związanych z kultywowaniem katolickiego
oblicza Polski.
Dzisiejsza wolność w rozumowaniu
obecnych włodarzy Poznania i sprzyjającej im elity
intelektualno-medialnej oznacza zastąpienie krzyża tęczowymi flagami, a
walkę o wolność prymasa Wyszyńskiego walką o „wolność artystyczną”
obwoźnego bluźniercy z Chorwacji – reżysera antykatolickiej „Klątwy”.
Tomasz Kolanek