Józef Haller ze swoją
charyzmą, twardym charakterem, a także oddanymi żołnierzami i
nieodpowiednimi poglądami politycznymi stanowił ogromne zagrożenie dla
piłsudczyków. Uznano bowiem, że państwo polskie i wszystkie jego
instytucje trzeba budować na micie marszałka Piłsudskiego i jego
Legionów. Haller nie dość, że nie miał z nimi nic wspólnego, to w
dodatku współpracował z obozem Romana Dmowskiego. To, że posiadał wiele
umiejętnościami i cech charakteryzujących dobrego dowódcę oraz to, że
potrafił pociągnąć za sobą tysiące Polaków uznano za zagrożenie – mówi
dr Teodor Gąsiorowski z Instytutu Pamięci Narodowej.
4 czerwca 1917 roku,
dekretem prezydenta Francji Raymonda Poincarégo zostaje powołana Armia
Polska we Francji, zwana też Błękitną Armią lub Armią Hallera. Zapytam
prowokacyjnie: po co? Prezydent Wilson zaapelował w swoim manifeście o
stworzenie państwa polskiego, więc na logikę nie było sensu walki z
zaborcami.
To prawda, logika wskazuje, że Polacy
powinni czekać spokojnie aż Wielka Wojna zostanie zakończona i dopiero
po tym, jak ówcześni wrogowie stracą odpowiednio dużo krwi, zacząć
myśleć o obiecanej niepodległości. Niemniej jednak trzeba wziąć pod
uwagę dwa aspekty całkowicie obalające tą teorię.
Po pierwsze: 13. punkt manifestu
Wilsona mówił o „stworzeniu niepodległego państwa polskiego na
terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym
dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, a
integralność terytoriów tego państwa ma być zagwarantowana przez
konwencję międzynarodową”. Amerykański prezydent tak naprawdę powtórzył
to, o czym mówił już w 1914 roku następca rosyjskiego tronu książę
Mikołaj Mikołajewicz, czyli „Polacy, damy wam państwo”. Różnica polega
na tym, że Wilson podał więcej szczegółów przez co jego propozycja była
dużo bardziej konkretna niż dynastii Romanowów. Obietnica Wilsona
podziałała na Polaków mobilizującą, ponieważ chcieli oni własnymi rękami
odzyskać wolność. Nie udało się tego dokonać współpracując z Rosją w
roku 1914. Trzy lata później musiało się udać.
Po drugie: zgodnie z obowiązującymi w tamtym okresie prawami i przekonaniami, Polacy oficjalnie nie istnieli!
Co ma Pan na myśli?
Od 1795 roku Polski nie było na
mapach Europy, w związku z tym oficjalnie naród polski nie istniał. Byli
poddani cara Mikołaja II, byli poddani cesarza Wilhelma II, byli
poddani cesarza Franciszka Józefa. W związku z tym ci wszyscy władcy nie
zamierzali pytać nikogo o zdanie ani tym bardziej o to, czy czują się
Rosjanami, Niemcami czy Austriakami, tylko wysyłali ich, jako swoich
poddanych, na front. Polacy jednak stawiali opór tego typu praktykom i
dlatego zaborcy przedstawiali coraz to nowe „systemy zachęt”, aby
przyciągnąć ich do swych armii.
Jacy ludzie stanowili trzon Armii Polskiej we Francji?
Pomijając tych, którzy do tworzącej
armii zgłosili się z poczucia patriotyzmu, zdecydowaną większość
żołnierzy Błękitnej Armii stanowili jeńcy wojenni. Oprócz wizji
niepodległej Polski przemówiła do nich również obietnica otrzymania
nowego, porządnego munduru, butów i odpowiednich racji żywnościowych. W
obozach jenieckich bardziej opłacało się bowiem po cichu, czyli np.
głodem, eliminować internowanych, dzięki czemu udawało się zaoszczędzić
marne, bo marne ale jednak jakże potrzebne racje żywnościowe. Wielu
czytelników uzna pewnie, że to co mówię jest obrazoburcze, ale niestety –
tak wyglądała ówczesna rzeczywistość Wielkiej Wojny.
Dlaczego postanowiono tworzyć polską armię akurat we Francji, a nie na przykład w Rosji, która przecież była członkiem Ententy?
W roku 1917 carska Rosja była państwem przegranym. To nie rosyjscy striełcy stali nad Odrą, tylko armia II Rzeszy stała za Witebskiem.
Polacy tak naprawdę nigdy nie dali
wiary deklaracjom Romanowów, że za pomoc w prowadzeniu działań wojennych
otrzymają od nich autonomię i własne państwo. Obietnice Francuzów,
Anglików, nawet Niemców, którzy tworzyli przecież jednostki Polnische Wermacht,
były bardziej przekonujące i dawały większe nadzieje na niepodległość.
„Na szczęście” Niemcy zamknęli w więzieniu Józefa Piłsudskiego, co
znacznie pomogło w przyspieszeniu decyzji o „kierunku francuskim”.
Proszę pamiętać również, że przez
trzy lata I Wojny Światowej Francuzi stracili kilka milionów żołnierzy i
nie bardzo już mieli kim ich zastępować. Wśród schwytanych jeńców
znajdowało się bardzo wielu Polaków z armii austriackiej, których dało
się dużo łatwiej omamić wręczeniem ładnego munduru, odpowiednim
wyżywieniem i iluzją niepodległej Polski, niż np. Austriaków.
Warto podkreślić, że Rosja, o czym
bardzo rzadko się wspomina, wysłała do Francji kilka dywizji liczących
kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. Mikołaj II zrobił to, ponieważ cały
czas liczył, że uda mu się wygrać wojnę. Jego plan zakładał, że po
zwycięstwie nad państwami centralnymi żołnierze wyszkoleni we Francji
wrócą do Rosji i stworzą kręgosłup nowej armii carskiej.
Podsumowując: ogromną większość
Błękitnej Armii stanowili polscy jeńcy wojenni zwerbowani argumentami
ekonomicznymi i politycznymi. Francuzi kierowali się prostą zasadą: im
więcej Polaków, tym lepiej. Dziś sformujemy pułk, jutro dywizję,
pojutrze armię i jak najszybciej wyślemy ją na front, aby zastąpiła
naszych biednych rodaków i sukcesywnie uzupełniła straty.
Dlaczego Polską Armię we Francji nazwano Błękitną Armią? Skąd pomysł na błękitne mundury?
Jak to skąd? Z magazynu (śmiech).
Mundury wojskowe do początku XX wieku
były ładne i kolorowe. Obowiązywały one do momentu aż na wojnie zaczęto
używać karabinu maszynowego. Wraz z pojawieniem się tej broni
zrezygnowano ze ślicznych i barwnych mundurów z prostej przyczyny:
żołnierz potrzebował kamuflażu i dlatego w Niemczech pojawił się kolor
feldgrau a w Wielkiej Brytanii khaki i to one stanowiły obowiązujące
wzorce.
Jednak na dnie magazynów z
ekwipunkiem znajdowały się wyprodukowane wcześniej przepiękne, błękitne
mundury, a skoro we Francji pojawiło się 100 tysięcy polskich żołnierzy,
to postanowiono im je oddać. Stąd Błękitna Armia.
Jak to się stało, że to właśnie Józef Haller został dowódcą Armii Polskiej we Francji?
Błękitna Armia powstała w dużej
mierze dzięki staraniom Romana Dmowskiego, z którym Haller
współpracował. Było więc czymś naturalnym, że ten pracowity,
wykształcony i bardzo zdolny oficer obejmie dowództwo nad tworzącą się
armią.
Generał Haller tworzył armię myśląc,
że wojna potrwa jeszcze co najmniej kilka lat a polskim żołnierzom
faktycznie przyjdzie zastąpić na froncie tysiące Francuzów. Na
szczęście, wojna zakończyła się dużo szybciej niż przypuszczano i
Błękitna Armia nie musiała długo walczyć, dzięki czemu udało się
uratować hektolitry polskiej krwi. Nie miejmy jednak żadnych złudzeń:
gdyby tylko była taka możliwość to francuscy zwierzchnicy rzuciliby
Polaków na jakąś kolejną rzeź pod „nowym Verdun”, gdzie kilkadziesiąt
tysięcy z nich poniosłoby bezsensowną śmierć, czym i tak ostatecznie
żaden „z wielkich ówczesnego świata” za bardzo by się nie przejął.
Wojna się kończy. Co dalej z „hallerczykami”?
Mówiąc brutalnie: po zakończeniu
Wielkiej Wojny Błękitna Armia stała się po prostu niepotrzebna zachodnim
przywódcom, a nawet uznano, że może stanowić zagrożenie i dlatego
postanowiono, iż trzeba się jej jak najszybciej pozbyć z terytorium
Francji. Rozbrojenie nie wchodziło w grę, ponieważ ze świecą w ręku
można było znaleźć francuskiego żołnierza, który po ledwo co zakończonej
wojnie miałby ochotę odbierać broń niedawnym sojusznikom. Postanowiono
więc odesłać ich do ojczyzny.
Ale to również okazało się zadaniem wręcz karkołomnym i „niebezpiecznym”.
Dokładnie i wcale nie chodziło tutaj o
zdewastowane linie kolejowe. Pomiędzy Francją a Polską znajdowały się
przecież Niemcy. Niemcy nie rozumieją, jakim prawem przegrali I Wojnę
Światową, zwłaszcza że na froncie nadal znajduje się ponad milion ich
żołnierzy a żaden z przeciwników przez 4 lata nie postawił nogi na ich
ziemi. Ich rozgoryczenie spotęgował dodatkowo fakt, że to właśnie
kosztem ich państwa powstał jakiś „bękart wersalski”, czyli Polska.
I tutaj pojawił się największy
problem. Proszę sobie wyobrazić kilkadziesiąt transportów przewożących
100 tysięcy polskich żołnierzy przejeżdżających przez teren
znienawidzonego zaborcy. Kiedy pierwszy pociąg dojeżdżał do Poznania,
ostatni dopiero wyruszał ze Strasburga a pozostałe stały na stacjach
pośrednich, m.in. w Berlinie. Obawiano się, że polscy żołnierze po
prostu wysiądą w pełnym uzbrojeniu z pociągu i rozpoczną nowy konflikt.
Anglicy robili wszystko, aby taki
scenariusz nigdy nie został zrealizowany. Bali się oni bowiem zbyt
silnej Francji i zbytniego osłabienia Niemiec. Ze względu na to, że
Armia Hallera została sformowana za francuskie pieniądze, polscy
żołnierze posiadali francuskie uzbrojenie i dowodzili nimi w dużej
części francuscy oficerowie, Anglicy uważali hallerczyków za armię
francuską.
Ostatecznie Błękitna Armia została
przewieziona do Polski według bardzo dziwnego schematu, postanowiono
bowiem, że żołnierze i broń dotrą do Polski oddzielnymi wagonami. Wagony
z bronią zaplombowano i pilnowali ich francuscy żołnierze.
Co najbardziej różniło Józefa Hallera i jego Błękitną Armię od Józefa Piłsudskiego i jego Legionów?
Przede wszystkim to, że za generałem
Hallerem i jego oddziałami nie szła, tak jak za marszałkiem Piłsudskim i
jego żołnierzami, legenda frontowego dowódcy I Wojny Światowej. Przede
wszystkim dlatego właśnie to współpracownicy Piłsudskiego, a nie
Hallera, tworzyli zrąb Wojska Polskiego.
Hallerczycy nie dość, że nie walczyli
z Niemcami, to mieli jeszcze jedną „skazę” – byli świetnie umundurowani
i wyekwipowani. Legioniści, którzy przeszli front, stali w okopach i w
cienkim mundurze przetrwali zimę na Bukowinie, nie brali ich na
poważnie. „Co to za żołnierz, który w czasie wojny nawet nie ubrudził
swojego munduru?”, drwili z Błękitnej Armii.
Ale przecież Błękitna Armia i generał Haller zapisali się złotymi zgłoskami w wojnie polsko-bolszewickiej…
Oczywiście, tylko że nikt wtedy nie
mówił o Błękitnej Armii, ponieważ stanowiła ona część nowopowstałego
Wojska Polskiego. Problem hallerczyków polega na tym, że w czasie tej
wojny nie było Błękitnej Armii, tylko Wojsko Polskie.
Po podpisaniu pokoju z bolszewikami
generał Haller, mimo że odegrał jedną z kluczowych ról w polskiej armii,
stał się – zdaniem piłsudczyków – kimś niepotrzebnym.
Niepotrzebnym?!
Tak, niepotrzebnym. Odesłano go na emeryturę.
Józef Haller ze swoją charyzmą,
twardym charakterem, a także oddanymi żołnierzami i nieodpowiednimi
poglądami politycznymi stanowił ogromne zagrożenie dla piłsudczyków.
Dlatego musiał odejść.
Uznano bowiem, że państwo polskie i
wszystkie jego instytucje trzeba budować na micie marszałka Piłsudskiego
i jego Legionów. Haller nie dość, że nie miał z nimi nic wspólnego, to w
dodatku współpracował z obozem Romana Dmowskiego. To, że posiadał wiele
umiejętnościami i cech charakteryzujących dobrego dowódcę oraz to, że
potrafił pociągnąć za sobą tysiące Polaków, uznano za zagrożenie.
„A co jeśli, nie daj Boże, Haller
uzna, że przeciwstawi się Piłsudskiemu i prowadzonej przez jego obóz
polityce. Co wtedy? Wojna domowa?”, pytali zwolennicy marszałka. Właśnie
dlatego na wszelki wypadek należało go wyeliminować z życia
politycznego i wojskowego.
Jedyny pozytyw całej tej sytuacji
polegał na tym, że generał nie skończył tak jak np. Tadeusz Rozwadowski
czy też Wojciech Korfanty. Można wręcz powiedzieć, że odesłanie Hallera
na emeryturę stanowiło swoisty „akt łaski” ze strony Piłsudskiego
W historii hallerczyków zapisały się jeszcze dwie ważne daty. Chodzi o maj 1926 i wrzesień 1939.
Zgadza się. Powiem szczerze, że
czasem zastanawiam się, co by było, gdyby Wielkopolskie Pułki złożone
przede wszystkim z hallerczyków, dotarły z Poznania do Warszawy...
Przecież nie miały one zamiaru stanąć
po stronie Piłsudskiego, tylko po stronie prezydenta Wojciechowskiego.
Nasuwa się więc pytanie: co by było, gdyby armią nie dowodził gen.
Kazimierz Sosnkowski, tylko gen. Józef Haller a kolejarze nie odmówili
transportu żołnierzy do stolicy. Niestety, ale to właśnie wtedy, w
czasie „zamachu majowego” ostatecznie pogrzebano „mit Błękitnej Armii”.
We wrześniu 1939 nikt już nie
pamiętał, że armię „Poznań” tworzą hallerczycy i żołnierze przez nich
wyszkoleni. Powiedzmy jednak, że nie chciano wprowadzać „zamieszania” w
nazewnictwie oddziałów Wojska Polskiego. Jednak czymś zupełnie
nielogicznym i głupim jest nadanie najważniejszych stopni oficerskich
grupie piłsudczyków charakteryzującej się brakiem jakiejkolwiek charyzmy
i instynktu polityczno-wojskowego, mając do dyspozycji ludzi takich jak
gen Józef Haller.
W tamtym okresie piłsudczycy
kierowali się tak naprawdę jakąś dziwną, chorą osobistą ambicją i chęcią
zemsty. Można zrozumieć ciągłe powtarzanie przez nich opowiastek ku
pokrzepieniu serc, że „jesteśmy silni, zwarci i gotowi”, „nie oddamy ani
guzika”, a „honor jest najważniejszy”. Ale dlaczego w obliczu
śmiertelnego zagrożenia marginalizuje się dowódców potrafiących
pociągnąć za sobą żołnierzy, a dowództwo oddaje się miernotom, dla
których priorytet stanowią osobiste porachunki?
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Kolanek